Poszłem w stronę Dakry zirytowany moim stanem obecnym. Mówiąc szczerze, nienawidziłem chodzić to wszelkiego rodzajów lekarzy. Dakrę samą w sobie lubie, ale jest w tedy kiedy mnie opatruje. Nie zwróciłem uwagi, że Nekare była cały czas wpatrzona w dal. Po kilkunastu minutach mogłem już wyjść z tej wstrętnej jaskini. Poszliśmy przed siebie. Moja ukochana ciągle się obracała.
- Na pewno wszystko w porządku? Jeśli chcesz możemy wrócić się do medyczki.
- Nie, nie! Wszystko dobrze!
spojrzałem na waderę, zatrzymując się,lecz po chwili bez słowa ruszałem dalej za nią. Po pewnym czasie sam zacząłem się ciągle odwracać. Miałem wrażenie jakby ktoś za nami idzie. Nie widziałem nic podejrzanego. Żadnych wrogich zwierząt,stąd Wilków.... coś tu nie gra....popatrzyłem w górę. Słońce lekko grzało osuszając wszystkie rośliny i miejsca watahy. To uczucie nie dawało mi spokoju. Obawiałem się nadejścia ludzi. dawno ich i nas nie było. Zazwyczaj co jakiś czas chodzą do nas na polowania, wyszukując nas - Wilków. Jak dobrze pamiętam nie było ich tu rok. Szłem bijąc się ze własnymi myślami, spoglądając co jakieś czas na Nekare. To uczucie, które mnie teraz ogarnęło... nie czułem to od lat. nawierzchnia już nie wiem czym ono jest. Spód moich łap zaczął się wydobywać czarny dym...mrok. zazwyczaj tak mam jak wpadam w furie, albo używam moich mocy,ale nic z tych rzeczy. Nekare w końcu stanęła jak wryta. Miałem coraz większe obawy że coś jest nie halo że mną, jak i dzisiaj z Nekare. Zacząłem się przyglądać, raz niej, raz swoim lapą, a wrz wszystkiemu co nas otacza. W pewnym momencie mój wzrok zatrzymał się w oddali przed nami. Każdy mały podmuch wiatru przeradzał się w krzyk. Nie byłem pewien co się dzieje. razem z waderą staliśmy jak wryci. Coś nie dawało nam się ruszyć,a może to tylko moje urojenia?
(Nekare?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz