Gdy chodziliśmy po lesie postanowiłem, że dam Fathym kwiat pod pretekstem rozejrzenia się po okolicy poszedłem go szukać. Gdy jej go dałem wyraźnie się zarumieniła, cieszę się, że się ucieszyła. Gdy szliśmy tak jeszcze jakieś pół godziny już zapadał zmierzch zobaczyliśmy polane a na niej były jakieś opuszczone namioty.Bylo tam jakieś miejsce na ognisko więc Fathym i ja poszliśmy po jakieś patyki. Jakoś udało mi się rozpalić ogień nie pytajcie jak. Jako że miałem w plecaku jakie jedzenie (było tam jakieś mięso) postanowiłem je położyć obok ognia aby lepiej smakowało. Gdy już się upiekło zabraliśmy się do jedzenia:
-naprawdę pyszne
-dzięki starałem sie
Po długiej rozmowie poszliśmy spać do swoich namiotów i ruszyliśmy w dalszą drogę. Przeszliśmy przez jakiś niepewny most, który znajdował się nad rzeką i dalej szliśmy przez las. Zobaczyliśmy jakieś przejasnienia pośród drzew. Była tam kolejna łąka zobaczyliśmy sylwetki jakiś wilków więc przyczailiśmy się w krzakach. Był tam jakiś czarny basior i jeszcze jakaś wadera to chyba była Dakota*Nie tylko nie to jeszcze coś jej zrobi . Powiedziałem mojej przyjaciółce żeby została tam gdzie jest ponieważ nie chciałem aby stała jej się krzywda. Wybiegłem z szybkością światla na łąkę zatrzymałem się przed basiorem z zamiarem rzucenia się na niego gdy już chciałem to zrobić Dakota powstrzymała mnie.
-nie rób tego!
-dlaczego? nie wiesz kto to jest i skąd pochodzi nie wiadomo czy może kogoś z nas zabić
-przekonasz się do niego gdy z nim porozmawiasz
-nie będę z nim rozmawiał
-proszę...
-dobra
Pobiegłem po Fathym pytała mnie o co chodzi wytłumaczyłem jej wszystko. Wszyscy usiedlismy pod drzewem. Nowy przybysz przedstawił się jako Shawn, nie chciał nam powiedzieć z kad pochodzi. Ale po rozmowie z nim uznałem, że jest ok. Poprosilem Fathym aby że mną poszła na słowo.
-nie możemy przecież go zabrać nie ufam mu
-ale z drugiej strony wydaje się ok Dakota dzięki niemu bezustannie się uśmiecha
-no nie wiem co na to alfa
-no zobaczymy
Wróciliśmy do nich postanowilismy zawrócić i zaprowadzić ich do naszego obozowiska. Znowu odpaliłem ogień ale tej nocy postanowiłem stać na warcie, ponieważ nie chciałem żeby coś się stało ani Fathym ani Dakocie. Wszyscy już spali. Przez przypadek przysnalem obudził mnie deszcz poszedłem zobaczyć do namiotu Shawna. Nie było go tam. Poszedłem do pobliskiego jeziora przeczuwałem, że tam będzie i zaczailem się w krzakach. Rozmawiał ze swoim towarzyszem krukiem i mówił o tym że chce przejąć władze w tej watasze a mnie zabić. Postanowiłem wrócić do obozowiska i czekać aż wróci siedziałem przed namiotami.
-gdzie ty byłeś?
-poszedłem się przespacerowac
-dobra dobra lepiej idz spac
Wiedziałem, że kłamał. Gdy rano wszyscy się obudzili postanowiłem zebrać wszystkich aby porozmawiać powiedziałem o tym co usłyszałem nad jeziorem. Fathym wyraźnie była smutna zachowaniem nowego przybysza a Dakocie popłynela samotna łza.Shawn zaczął uciekać. Pobiegłem za nim a waderą powiedziałem, że zaraz wracam. Odcialem mu drogę ucieczki i poprostu go zabiłem, ponieważ nie chciałem żeby zagrażal naszej watasze. Gdy wróciłem zastałem Fathym pocieszająca Dakote cieszę się, że się wreszcie polubiły. Powiedziałem im, że on już tu nie wróci i nie ma zagrożenia. Potem wybuchlismy śmiechem nie wiadomo z jakiego powodu. Zgasiłem ognisko i wszyscy poszliśmy do swoich namiotów i pograzylismy się w śnie...
Od Kody do Fathym i Dakoty
Gwiazdki - **
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz