-To ja cię już zostawiam.-powiedziałam.
-Na pastwę losu?- zapytał.
-Tak. Odpowiedziałam i poszłam.
Udałam się w kierunku swojej jaskini. Nie mogłam spać. Wyszłam na zewnątrz. Poszłam się przejść do jaskini śmierci. Jak i weszłam tak i wyszłam. Już wchodziłam na polanę jaskiń, coś mnie zaatakowało. Był to wielki niedźwiedź. Amira usłyszała to i szybko przyleciała. Gdyby nie ona byłoby pewnie już po mnie. Kulejąc doszłam do jaskini. Przechodząc widziałam twardo śpiącego Victora. Reszty nocy nie przespałam. Byłam zdenerwowana niedźwiedziami które co dzień przybywały na tereny watahy. Czyżby szykowała się wojna z niedźwiedziami? Nastał ranek. Poszłam coś upolować. Zjadłam zająca i na tym się skończyło moje śniadanie.
-Uwagaaaa!-krzyknął biegnący Victor.
Wpadł na mnie. Wstałam. Ujrzałam niedźwiedzia. Już nade mną przeskakiwał. Byłam szybsza. Skoczyłam i złapałam go za szyję. Zabity niedźwiedź wylądował koło basiora. Szłam kulejąc w stronę rzeki.
(Victor?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz